PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=397071}
7,3 68 715
ocen
7,3 10 1 68715
7,7 30
ocen krytyków
Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj
powrót do forum filmu Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj

Żyjemy w świecie, w którym nic nie jest czarno-białe, granica pomiędzy dobrem a złem jest zawsze niewielka, nieraz zatarta. Moralność jest zatem skomplikowanym aspektem życia i czy coś jest poprawne bądź nie, jest z reguły dla nas kwestią bardzo subiektywnej opinii i spojrzenia na świat. Ta subiektywna opinia z kolei, fundamentalnie jest jedynie wynikiem naszego wychowania i tego jakimi się urodziliśmy, czyli zwyczajnie losu. Nie można zatem zakładać, iż nasza moralność, zasady według których żyjemy, to te jedyne słuszne. To jest moim zdaniem problem, na który Martin McDonagh, swoim „In Bruges”, chce zwrócić naszą uwagę.
Przedstawieni bowiem w filmie trzej czołowi bohaterowie są płatnymi zabójcami, którzy, jak to Ken ujął, „zabijają tylko tych złych”. To stwierdzenie budzi już samo w sobie wiele kontrowersji. Kim on bowiem jest by oceniać? Kim jest by egzekwować tak okrutny wyrok? Jednak łatwo jest nam dzisiaj stwierdzić, iż ktoś nie zasługuje by żyć, nie prawda? Czy właśnie tego typu myślenie nie jest u podstaw problemu?
Pewnego razu zadanie naszych bohaterów nie idzie po myśli i z winy Ray’a ginie przy tym niewinne dziecko. Zabójcy trafiają do Brugii, gdzie Ray odpowie za swoje grzechy. Kto jednak będzie sędzią jego czynów? Kogo tok postępowania jest nadrzędny? Kogo zasady moralne mu narzucić?
- Dla Harry’ego wszystko jest oczywiste. Jest on osobą radykalną, o bardzo sztywnych i rygorystycznych regułach i uważa wprost: winny musi zostać ukarany (i to surowo) - w tym przypadku proste, ale również dość prymitywne „oko za oko, ząb za ząb”.
- Ken jako katolik, osoba wierząca w dominacje dobra na świecie, widząc jak Ray bardzo przeżywa to co zrobił, jak prosto i bezkompromisowo podchodzi do swoich czynów, liczy na jego odkupienie.
- Sam Ray zaś, jest osobą bez żadnych oczywistych schematów w swoim postępowaniu. Podąża on za tym, co mu w danej chwili podpowie serce. Jest całkiem zagubiony i pod natłokiem myśli postanawia odebrać sobie życie.
Czy można jednak obiektywnie patrzeć na świat pod wpływem emocji? Czy świat jest taki prosty jak go przedstawia Harry? Czy Ray nie jest mordercą? Czy każdy z naszych trzech bohaterów nie jest na swój sposób zrozumiały? Każdy ma inny punkt widzenia. Każda osoba w każdym sporze widzi pewne niuanse, których nie widzą inni i vice versa. Wiele głosów ma sens, nie ma jednego najbardziej zrozumiałego, jednego ponad wszystkie. Bohaterowie jednak tego nie widzą i każdy chce przeforsować to co myśli. Moim zdaniem Martin McDonagh próbuje nam w ten sposób uświadomić, że w rozstrzyganiu spraw moralnych kluczowe jest zachowanie spokoju i dyskusja - umiejętność takiego postępowania jest największą cnotą człowieka. Jak bowiem podejmować odpowiednie decyzje, w takich jakże niejasnych i niejednoznacznych kwestiach, inaczej niż poprzez wymianę myśli? Jak inaczej osiągnąć wspólny złoty środek?
Kiedyś oczywiście funkcjonowały ściśle określone, sztywne reguły: wspomniany wcześniej kodeks Hammurabiego, różnego rodzaju wzorce religijne czy średniowieczny etos rycerski. Każdy współczesny człowiek powinien się jednak zgodzić, że czasy się zmieniają i tak jak, na swój sposób, cała Brugia, żywcem wyciągnięta z XV wieku, tak i Ken i Harry oraz ich podejście do etyki się starzeje, przemija, następuje bowiem rozwój. Jest to zatem naturalne, że najmłodszy spośród naszych bohaterów - Ray - postępuje nieco inaczej, poza ich schematami.
Reżyser „In Bruges” idzie o krok dalej i trzymanie się niejednego z dawniej wszechobecnych kodeksów wprost wyśmiewa. Bo czy nie było to ironiczne, gdy Ken powiedział Ray’owi, że ten nie może popełnić samobójstwa, gdyż to *grzech najcięższy*, podczas gdy sam miał zamiar go zabić? Czy nie było to ironiczne, gdy Ray *honorowo* wytłumaczył Harry’emu (w scenie w hotelu) w którą stronę będzie teraz uciekał? Czy nie było nuty ironii w samobójstwie samego Harry’ego? McDonagh uzyskał ten efekt komiczności poprzez skrajne przywiązanie bohaterów do różnego rodzaju kodeksów i sztywne przestrzeganie ich zasad. Nie same kodeksy są zatem problemem - sztywne podejście do życia jest i to nim reżyser zdaje się najbardziej pogardzać. Jest to w pełni zrozumiałe. Cokolwiek by się bowiem w życiu nie wydarzyło, każda sytuacja będzie wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Nie można być ignorantem, patrzeć na sytuacje powierzchownie i wrzucać wszystko do jednego wora. Liczą się nieraz niuanse, a żeby dostrzec wszystkie, potrzebne są różne punkty widzenia i tak jak wspomniałem wcześniej, dyskusja.
Czy zawsze ten czas na dyskusje będzie nam jednak dany? Oczywiście, że nie. Będziemy wtedy zdani tylko i wyłącznie na siebie i swój własny kręgosłup moralny. McDonagh nie pozostaje więc w kwestiach etycznych neutralny i przedstawiając nam swoje spojrzenie na świat, sugeruje jaki byłby jego głos w dyskusji oraz wierzy, że skłoni to kogoś do refleksji.
Zważywszy na mnogość nawiązań religijnych w całym filmie uważam, że można śmiało założyć, iż Ken, oddając swoje życie za grzechy Ray’a i wciąż wierząc w jego odkupienie, symbolizuje tu Boga, podczas gdy Harry, wciąż oczekując kary, jest symbolem Szatana. Mamy tu zatem wprost zestawione ze sobą dobro i zło i jest to bardzo dobitne zestawienie stawiające przebaczenie na pierwszym planie.
Idąc dalej tym tropem uważam, że McDonagh próbuje nas po cichu przekonać, że w całej tej przedstawionej w filmie sytuacji, nikt nie jest tak naprawdę ani trochę winny. Ot tak Ray w gąszczu świata znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie i w zasadzie niczym nie różni się on od chłopca, którego zabił (grzechy, które chłopczyk miał wypisane na kartce, bardzo pasują do opisu Ray’a: był markotny, smutny i można powiedzieć, że słaby z matematyki - zabił dwie osoby zamiast jednej, co bardzo się również wpasowuje w czarny humor filmu). Jego śmierć nic nie da. Będzie tylko ponownym szerzeniem zła, śmierci, chaosu. McDonagh jest zatem zwolennikiem przebaczania innym nie ważne czego by nie zrobili. Uważa on, że nienawiść szerzy nienawiść, a zemsta nigdy nie jest dobrą opcją. Każdy powinien mieć *jakąś* szansę się zreflektować, bowiem tak jak naszych przekonań, tak i tego kim jesteśmy nie wybieraliśmy sami, a los potrafi nie być łaskawy. Tutaj los Ray’a jest w naszych rękach i myślę, że jest tak nie bez powodu. Wiara w szczęśliwe życie naszego głównego bohatera, bądź jej brak, może nas bowiem wiele nauczyć na temat naszego myślenia i na temat tego co my uważamy za poprawne oraz skłonić do refleksji. Czy potrafimy wybaczyć? Czy jest to w naszym sercu? Czy zrozumieliśmy już, że od strony moralnej wszyscy jesteśmy równi i wszyscy zasługujemy na równie dobre życie? Czy rozumiemy już jaką ideą żyje norweski system więziennictwa?
Zostaliśmy nauczeni, że świat jest sprawiedliwy, a to rzadko kiedy jest prawdą. Żeby wznieść się ponad innych musimy to dogłębnie zrozumieć. Nie można żyć ideą „coś za coś”, trzeba być użytecznym i dawać od siebie więcej. W przeciwnym wypadku jako ludzkość nic byśmy nie osiągnęli: „gdyby w świecie była ustalona ilość ciasta, jedynym sposobem, aby mieć więcej ciasta, byłoby zabranie od kogoś innego ciasta”. Nieco wysiłku i wyjście z pętli niekończącej się nienawiści pozwoli zauważyć w tym świecie więcej piękna. Czy to miłość do Chloé, czy zwyczajne czynienie dobra i próba nakłonienia Harry’ego by nie strzelił sobie w głowę, a może cieszenie się widokami Brugii? Czasem po prostu trzeba usiąść i zapomnieć o wszystkim, odpuścić instynktom, emocjom, dostrzec to co wyjątkowe, wszechobecne iskierki miłości, cieszyć się tym co jest, bo, mimo wszystko, ostatecznie nie liczy się to czy Ray przeżył, lecz to, że chciał żyć.

Zachęcam do dogłębnej dyskusji pod spodem. Liczę na wytknięcie mi wszelkich błędów i nieścisłości oraz na rozwinięcie poruszonego tematu.
<3

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones